sobota, 13 czerwca 2015

[1x2] A New Beginning


Od czasu tragicznego 6 lipca nic nie było takie samo. 
Kimberly praktycznie się nie odzywała, praktycznie nie jadła. Przestała nawet chodzi na treningi karate.Wszystko dla niej straciło sens, bo nie było już przy niej jej anioła stróża, jej taty. 
Minął miesiąc, Dokładny miesiąc odkąd było trzęsienie ziemi. 
Cała Atlanta była pogrążona w biedzie, każdy próbował odbudować to co zostało.
Dla jednych było to proste, a dla innych wręcz niemożliwe.
Właśnie do tych drugich należała Kimberly. Nie sądziła, że kiedykolwiek może znowu zaznać szczęścia i radości.



-Kimberly, chodź już. Musimy się śpieszyć jeśli chcemy zdążyć na samolot. - zawołała kobieta do dziewczynki
-Już idę. - odparła po czym ostatni raz spojrzała na grób.
Jej oczy przesunęły się po epitafium. "Jest taki ból o którym lepiej nie mówić, bowiem najlepiej wyraża go milczenie."
W jej oczach pojawiły się łzy, lecz powstrzymała je przed spłynięciem po policzkach. Nie mogła sobie pozwolić by znowu płakać, musi pokazać, że jest silna. Nie ważne jak mocno by cierpiała, nie mogła okazać słabości.
"Otrząśnij się Kim." - ganiła się w duchu. Szybko otarła oczy i uśmiechnęła się, A przynajmniej starała się by wyglądało to na uśmiech.
W końcu podniosła się z kolan i ruszyła w stronę taksówki. W środku czekała już na nią ciocia. Blondynka szybko zajęła miejsce z tyłu, przy oknie i zapięła pas. Czekała ją prawie godzina jazdy na lotnisko, więc usiadła wygodnie.
Lily Brown, bo tak właśnie nazywała się ciocia Kimberly, chciała zagadać dziewczynkę, ale gdy zobaczyła jak ta jest zamyślona, odpuściła sobie.
"Jest taka dojrzała. A ma dopiero 9 lat." - kobieta nie mogła wyjść z podziwu jak szybko Kimberly musiała dorosnąć, jak wiele spadło na jej drobne ramiona.
Kobieta dowiedziała się o śmierci brata kilka dni po zdarzeniu. Nie mogła od razu przyjechać, mimo że bardzo chciała. Musiała załatwić wiele spraw, więc zjawiła się dopiero po 2 tygodniach. Kolejne 2 spędziła z Kimberly. Chciała by dziewczynka jej zaufała. Widziały się zaledwie raz, więc to nic dziwnego, że blondynka jej nie ufała, bo jej nie znała.
Teraz jest inaczej. Mała Crawford ufała Lily jak nikomu innemu, bo w sumie nie ma komu zaufać poza nią.



Podczas gdy Lily myślała o tym jak Kimberly szybko dorosła oraz martwiła się o jej przyszłość, dziewczynka myślała o tym jak jej życie teraz się zmieni.
Miała od teraz mieszkać z ciocią, wujkiem i ich 10-letnim synem. Z wujostwem widziała się zaledwie raz, Jasona widziała kilka razy. Spędzali razem prawie każde wakacje, dopóki ich dziadkowie nie przenieśli się 2 lata temu do domu spokojnej starości. Wtedy kontakt się urwał.
Bała się jak to będzie. Nie wiedziała jak wujek i kuzyn na nią zareagują. Przez pewien czas próbowała przypomnieć sobie jak jej wujek ma na imię. Wiedziała, że jakoś na "J". Ale co dalej?
James? Jonathan? Nie, imię było krótkie.
Wtedy ją oświeciło! Jim! Tak właśnie miał na imię jej wujek. Jim Brown.
Potem nadszedł czas na kolejne rozmyślania. Kim zastanawiała się jaka jest Kalifornia.
Z opowieści taty pamiętała, że jest ona gorąca, wilgotna oraz bardzo zatłoczona. Mnóstwo rzeczy się tam dzieje, ale ludzie są uprzejmi dla siebie. No i plaże! Tata zawsze mówił o nich najlepsze rzeczy. Piękne zachody Słońca, ogromne ilości piasku, niesamowite fale.
To wszystko, te wspomnienia wywołały niewielki uśmiech na twarzy Kimberly. Niby nic, ale w jej obecnym stanie to naprawdę wiele.



-Jesteśmy na miejscu. - powiedziała Lily po czym zaczęła otwierać drzwi od srebrnego Mercedesa. Dziewczynka przetarła lekko zaspane oczy, po czym oniemiała z wrażenia. Dom cioci był ogromny! Oczywiście o ile można było nazwać go domem. Dla małej dziewczynki był on niczym pałac, zamek. Wysiadła z samochodu po czym nieśmiało podążyła za dorosłą. 
Nie mogła się napatrzeć na dom w jakim od teraz będzie mieszkać, przez co potknęła się na ścieżce, na szczęście łapiąc w ostatniej chwili równowagę. Przez ten incydent oprzytomniała i postanowiła bardziej uważać. Lily otworzyła drzwi do domu i weszła do środka. Dziewczynka wzięła kilka głębokich oddechów po czym również przekroczyła próg. 
Spodziewała się dość chłodnego powitania, w końcu nie dość, że była przybłędą to do tego praktycznie nic nie wiedziała o swojej nowej rodzinie.
Zamiast tego od razu została porwana w silne ramiona, czuła też jakieś drobniejsze. Okazało się, że to wujek wraz z kuzynem. Trwali w takim uścisku dobre kilka minut.
-Witaj w domu. - powiedział Jim kiedy już puścił Kimberly. Dziewczynka spojrzała na niego, a w jego oczach ujrzała miłość i ciepło.
Poczuła się kochana po raz pierwszy od miesiąca. Chyba tego naprawdę potrzebowała.
-Pewnie jesteś bardzo zmęczona. Pokażę ci twój pokój. - zaproponowała ciocia po czym delikatnie położyła rękę na ramieniu dziewczynki i zaprowadziła ją schodami na górę domu.
Po drodze mówiła gdzie co jest. Dziewczynka zapamiętała, że łazienka znajduje się pod schodami, ale jest ona dla gości, znajduje się tam tylko umywalka i muszla klozetowa, dalej na przeciwko drzwi wejściowych jest kuchnia a po drodze, po lewej salon. Na górze po lewej stronie znajduje się pralnia i sypialnia wujostwa. Natomiast po prawej pierwsze drzwi to pokój Jasona, a ostatnie to jej sypialnia. Ciocia wyjaśniła, że kiedyś była tam istna graciarnia. Wszystkie narzędzia, zabawki i inne niepotrzebne rzeczy znajdowały się właśnie tam. Teraz został on przerobiony na pokój dla dziewczynki.
Kimberly spodziewała się zobaczyć na szybko urządzony pokój, zamiast tego ujrzała sypialnię niczym ze snów
-Jest wspaniały - tylko tyle dziewczynka była w stanie powiedzieć 
-Właśnie dlatego jesteś u nas dopiero teraz. Szykowaliśmy go dla ciebie od 3 tygodni
-Dziękuję. 
Kimberly miała już iść spać, kiedy usłyszała jak ciocia wchodzi do pokoju, od dziś juz jej pokoju. 
-Mogę o coś zapytać?
-Oczywiście skarbie. - odparła Lily
-Czemu wyjechałaś? I czemu nie kontaktowałaś się z nami? 
-To nie takie proste, kochanie. -Lily usiadła na skraju łóżka po czym zaczęła gładzić włosy blondynki - Wyjechałam, bo twój dziadek był od zawsze dla mnie bardzo surowy i wymagający, wiem ze chciał dla mnie jak najlepiej, ale w niektórych sprawach moim zdaniem przesadzał. Więc kiedy tylko mogłam, zniknęłam. Na początku utrzymywałam z wami kontakt, jednak potem to mnie zbyt bolało. Myśl że nie mogę być przy was, patrzeć jak dorastasz. Jesteś moją chrześnicą, więc to było dla mnie naprawdę ważne. Teraz żałuję, że tak się stało, ale nie zmienię przeszłości. Choć czasem bym chciała. -Lily przymknęła oczy po czym zaczęła powoli wstawać- A teraz już śpij. Dobranoc
Pocałowała Kimberly w czoło po czym skierowała się do drzwi.
Kiedy je zamykała usłyszała jeszcze ciche 
-Dobranoc, ciociu.
Bardzo ją to wzruszyło, ponieważ Kimberly nazwała ją tak pierwszy raz w życiu.



Lata mijały i Kimberly z każdym dniem robiła się coraz piękniejsza, dojrzalsza ale i coraz bardziej zamknięta w sobie. Mimo, że rozmawiała z rodziną to nie tak dużo jak wcześniej. Mnóstwo czasu spędzała w swoim pokoju. 
Jeśli chodzi o szkole to nie miała przyjaciół, bo miała nauczanie domowe. Lily bała się o nią. O to, że może być wytykana palcami, bo nie jest towarzyska. Kim ani trochę to nie przeszkadzało. Do pewnego czasu. 
To był czas kiedy miała 16 lat. W tym wieku miała iść do liceum. Nie chciała już indywidualnego nauczania. Chciała mieć normalne życie, mieć znajomych. Nie wiedziała jak to zrobi, ale wiedziała, że tego dokona. 
Musiała. W końcu była sobą, niezwykle silną nastolatką, która chciała pokazać światu swoją osobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz